Wiem początek tytułu brzmi jak rozterki narkomana. Niestety w codziennej pracy wielu artystów to pytanie jest pierwszym, które przychodzi na myśl w trakcie rozmowy z potencjalnym klientem. Brać czy nie brać zaliczki? A jak brać to ile? Jakie konsekwencje niesie ze sobą przyjęcie zaliczki? A jakie przyjęcie zadatku?
Zapraszam do krótkiej lektury.
Brać, czy nie brać?
( Dla jasności na początku będę się posługiwał terminem "zaliczka". Do momentu w którym wyjaśnię różnicę miedzy zaliczką, a zadatkiem, "zaliczka" będzie oznaczała nie mniej, nie więcej jak przyjęcie pieniędzy przed rozpoczęciem pracy. )
Brać, brać i brać. Brać koniecznie i się nie zastanawiać nawet nad tym. Wiele razy słyszałem od różnych osób, że się krępują, że boją się, że jak wspomną o zaliczce, to wystraszą klienta.
Krytyczny błąd myślenia!
Ja bym się bał klienta, który miałby opory z wpłaceniem zaliczki, bo może być to zwiastun grubych kłopotów w rozliczeniach. Jeżeli klient się wystraszy tego, że żądacie zaliczki przed przytępieniem do pracy, to sygnał ostrzegawczy, który głośno i jasno mówi - "nie bierz tego zlecenia"
Wiem trzeba być twardym w szczególności gdy ów feralny klient jest jedynym na horyzoncie na chwilę obecną . Lepiej jednak odpuścić niż się napracować i mieć jeszcze kłopoty z tego tytułu, że klient ma (delikatnie mówiąc) inną wizję finansową względem naszej współpracy. Sam temat zaliczki jest idealnym sprawdzianem dla intencji naszego potencjalnego klienta.
Jakiej wysokości zaliczka żądać?
Ten problem jest mi szczególnie bliski. Na przestrzeni lat przeszedłem można powiedzieć przez wszystkie wartości. Począwszy od 10% kończąc na najbardziej logicznej i uczciwej wysokości, czyli na 50%.
Dla początkujących może się to wydać kosmiczna stawka zaliczki. Nic bardziej mylnego. Jest to tak naprawdę minimalny pułap bezpieczeństwa dla nas rysowników, ilustratorów, grafików, projektantów.
Usłyszałem ostatnio od klienta, że w mojej branży powinno się przyjmować nie więcej niż 20% zaliczki ponieważ nie mamy żadnych kosztów wykonania naszej pracy. Powiedział to prawnik o artyście, bo jest prawnikiem, to się "zna".
A sprawdźmy jak do tej rzekomej znajomości naszej branży ma się prawdziwe życie?
(Wyprzedzając historyjkę, to zdaniem prawnika nasza kreatywna, autorska, ręczna praca, to niby czym jest?)
Drukarz - przyjmuje przy dużych zleceniach minimum 50% kwoty zlecenia z góry. Po prostu na zabezpieczanie kosztów materiałów. A jak wygląda praca drukarza przy wydruku ulotek? W dużym skrócie wciska "print" i tyle jego roboty.
Jak klient stwierdzi w połowie druku, że zmieniła mu się wizja i nie potrzebuje już tych 200.000 ulotek, to drukarz zatrzymuje produkcje i wychodzi z nieudanej współpracy co najmniej na zero.
(Bez urazy dla drukarzy, wiem jak ogólnie ciężką robotę macie, to jest jedynie skrót myślowy)
A teraz wyobraźmy sobie, że rysownik przyjmuje zlecenie na dużą ilustrację, kwota zlecenia 3000 zł Zaliczkę przyjmuje w wysokości 10% czyli 300 zł.
Rysownik zasiada do pracy, szuka konceptu, szkicuje pomysły, konsultuje z klientem, nanosi poprawki na szkice, następnie na podstawie zatwierdzonego konceptu tworzy gotową ilustrację, cały czas ręczna, własna, autorska praca. Pod koniec pracy klient nieoczekiwanie przestaje odbierać telefon, pracownicy jego formy mówią, że szefa niema, że wyjechał w interesach i będzie za miesiąc. Po miesiącu rysownik otrzymuje pismo zawiadamiające o zmianie strategii wizerunkowej firmy przez co ilustracja narysowana przez rysownika staje się dla nich zbędna.
Nasz rysownik po kilkunastu dniach pracy zostaje z niepotrzebną ilustracją i śmieszną zaliczką, którą już dawno wydał, bo 300 zł w dzisiejszych czasach to tyle co nic. Teraz sami sobie odpowiedzcie ile żądać zaliczki.
Zadatek, czy zaliczka?
Rysownik po wypowiedzeniu współpracy przez zleceniodawcę został z dawno już wydanymi pieniędzmi. Było to marne 300zł, czyli 10% sumy zlecenia. Nie powiedziałem wam jeszcze jednego przykrego faktu, który uderzył rysownika. W piśmie, które otrzymał widniał zapis z czternastodniowym terminem na zwrot wpłaconej przez klienta zaliczki.
Szok co nie? Niestety taka jest rzeczywistość. Zaliczka to forma przedpłaty, która w razie przerwania współpracy podlega bezwzględnemu zwrotowi. O ile nie zabezpieczymy się odpowiednimi zapisami na umowie.
Dlatego najuczciwszą formą jest zadatek, który jest bezzwrotny w przypadku zerwania współpracy przez zamawiającego.
Jest jednak kruczek, który zabezpiecza też zamawiającego.
Jeżeli umowa zostanie zerwana przez nas, czyli to my nie wywiążemy się z zawartej umowy, musimy zadatek zwrócić, a dokładnie jego dwukrotność.
Podsumowanie
Jak by nie patrzeć, w naszej branży zadatek jest najuczciwszą i najbezpieczniejszą dla obu stron formą przedpłaty. Zabezpiecza i artystę przed wałkiem ze strony klienta i klienta przed wałkiem ze strony artysty.
Co do wysokości zadatku, to tak jak już wcześniej napisałem - uważam, że 50% to minimalna, bezpieczna wysokość zadatku jaką należy brać pod uwagę.
Bay!
www.pawelblonski.pl
100% zgody. Zadatek min 50% a najlepiej przedpłata.
OdpowiedzUsuńRozterki z przejściem na zadatki przed rozpoczęciem pracy mnie długo męczyły. Głównie dlatego, że znane mi życzliwe osoby twierdziły, że w życiu by nie zapłaciły z góry żadnej kwoty, za coś, czego jeszcze nie ma i nie wiadomo jak wyjdzie.
Na szczęście zadałam sobie pytanie: czy te osoby są moimi klientami? No nijak :) Moi klienci płacą bez żadnych dyskusji. Choćby dlatego, że wiedzą, że dzięki temu rezerwują czas w moim grafiku. A Ci, dla których to problem (co zdarza się bardzo rzadko) - nie zostają moimi klientami. Polecam! Wreszcie można żyć normalnie.