Jesteśmy wespół z moją Żoną u progu dużego autorskiego komiksu. Ja oczywiście będę odpowiadał za ilustracje, a moja Żona za scenariusz do ów komiksu. Mamy już za sobą kilkadziesiąt mniejszych i większych wspólnych projektów i stwierdziliśmy, że najwyższy czas rozwinąć skrzydła i zrobić coś swojego, coś bardziej ambitnego niż komiksy komercyjne. Jak ambitnie, to ambitnie. Pomyślałem jednak, że na modeli i sesje do zdjęć referencyjnych do kluczowych kadrów to absolutnie nie będę miał czasu. Już dziś jako zawodowy rysownik komiksów i ilustrator niestety czasami muszę iść na skróty. Jest to pewnego rodzaju hipokryzja, bo sam jestem przeciwnikiem rysowania ze zdjęć, o czym nie raz i nie dwa pisałem. Podziwiam artystów kreujących niesamowite sceny prosto z wyobraźni, ale praca i terminy litości nie znają i ułatwień trzeba sobie szukać i koniec. Projekt autorski również nie może powstawać w dzisiejszych czasach latami, bo się zestarzeje (projekt rzecz jasna) zanim powstanie. Kompromisem wydawał się gadżet, który już spory czas temu wpadł mi w oko.
Jarałem się jak cholera gdy oglądałem te cacka w internetach, świetna sprawa dla rysownika, mega ułatwienie życia. Zamówiłem i jest. Jest dramat z najniższej jakości plastiku z przetrąconą szyją i fruwającymi stawami. Mam pecha, czy dostała mi się jakaś nikczemna podróba zachwalanego przez artystów gadżetu? Nie mam pojęcia, ale to tak chyba nie ma działać. Jaja sobie robią?
Miałem w planie napisać szerszy artykuł o manekinach do rysowania Body Kun, bo przecież jest to potencjalnie świetna pomoc dla ilustratora, ale też dla osób początkujących i zaczynających swoją przygodę z rysowaniem. Jak zobaczyłem to "nieporozumienie" zamówione przeze mnie, pierwsza myśl jaka mi przyszła, to że nie ma o czym pisać. Przecież to się do niczego nie nadaje. Po chwili jednak stwierdziłem, że chyba warto napisać kilka słów ku przestrodze. Z drugiej strony nie mam recepty naprawczej, kompletnie nie wiem, co robić, żeby nie zamówić drugi raz takiego bubla.
Może ktoś z Was miał styczność z tymi manekinami i może trafił na dobry materiał - to wrzućcie linka w komentarzu pod artykułem. A jak nie i dostał to samo co ja, to znaczy, że ów manekiny wyglądają super tylko na reklamach.
Poniżej kilka fotek wołającego o gromy z nieba mojego Body Kuna z przetrąconym karkiem :)
Liczę na to, że w bliżej nieokreślonej przyszłości uda mi się trafić na dobry egzemplarz i wtedy napiszę coś pozytywnego. Dzisiaj jednak mam dla Was jedynie słowa ogromnego rozczarowania i nic więcej.
Bez przesady, też mam tego ludka i nie jest taki zły. Jakość może nie powala ale też nie spodziewałam się cudów, skoro cena była niska (ja zapłaciłam równowartość około 120 zł razem z przesyłką, przy czym było to już jakieś 3 lata temu, nie wiem czy cena się zmieniła).
OdpowiedzUsuńWiem że były też kiedyś w sprzedaży inne manekiny, chyba japońskie, nie pamiętam ich nazwy. W każdym razie były naprawdę bardzo dobre i baaaaardzo drogie.
Co do BodyKun to obecnie nie używam, po prostu mam w studiu. Ale ludzie z ktorymi pracuję chętnie czasem korzystają i sobie chwalą. Przydaje się dla uchwycenia nietypowej perspektywy.
Nie przesadzam. Przyszedł mi ewidentny bubel, który się do niczego nie nadaje. Może ktoś pakuje w opakowania Body-Kun podróbki za 5 dolarów. Na Ali jest więcej podróbek z Chin niż oryginałów. Czekam teraz na przesyłkę ze sklepu specjalistycznej z Tokio. Zobaczymy co przyjdzie. Zrobię porównanie.
UsuńCześć. Podeślesz link do tego sklepu?
Usuń