Hermetyczna społeczność rysowników i ilustratorów! O co chodzi?


Im głębiej jestem w tej branży, im więcej poznaję osób, nie tylko innych rysowników, ale też klientów, którzy często opowiadają mi przeróżne historie, tym wyraźniejszy widzę obraz naszego środowiska.

Widzę obraz hermetycznej społeczności bardziej i mniej profesjonalnych rysowników i ilustratorów.
Sam nawet nie wiem, czy mogę nazwać to społecznością. Wydaje mi się, że społeczność to jakaś szeroko pojęta wspólnota, której jednostki powinny działać na rzesz wspólnego rozwoju.
A tutaj mam chaotyczne środowisko wielu indywidualności  - osób, twórców, mniej i bardziej zaawansowanych, gdzie każdy sam dla siebie jest samotną wyspą, wyznacznikiem jakości, norm i wiedzy. Nie piszę tu o pasjonatach - ci do pewnego etapu chętnie dzielą się swoją wiedzą. Piszę o osobach zawodowo rysujących i głęboko siedzących w swojej profesji.


Nie wiem skąd to się bierze. Słyszę często, że nie szanuje się rysowników, że stawki są zbyt niskie i że o zlecenie kosmicznie ciężko. Agencje płacą za mało, a wszystkie wydawnictwa są już dawno obłożone zastępami profesjonalnych ilustratorów.

Z drugiej strony grzmią poirytowane głosy klientów, którzy przychodzą do mnie z bagażem uprzedzeń nabytych podczas ostatniej współpracy z kimś tam z mojej branży. A bo zapłacił niebotyczną kwotę za kilka ilustracji, a to że rysownik, z którym współpracował, był całkowicie odporny na jego sugestie. A ponad wszystko, że przez tyle czasu nie mógł znaleźć nikogo odpowiedniego.

Ciężko jest nie zauważyć sprzeczności w narzekaniu i jednych, i  drugich. Ciężko też nie zauważyć tego, że nasza branża nie ma jednolitego rynku. Dziesiątki razy zadawano mi pytanie, jak wycenić swoją pracę? Ile brać za ilustracje? W końcu, ile powinna kosztować - na przykład - jedna strona komiksu? Każdy, kto próbuje zarabiać na rysowaniu, zderza się aurą jakiejś tajemnej wiedzy, która dostępna jest dla wybrańców na szczycie góry. Nikt nic konkretnie nie powie, nikt nie uchyli rąbka tajemnicy. A pytań przecież jest setki. Co rysować, żeby zarobić? Jak rysować? Jakie ilustracje się sprzedają? Jakie są trendy i jak nie dać się wyrolować nieuczciwym klientom?

Na sporą cześć tych pytań w miarę swoich możliwości staram się odpowiadać, ale niestety jest to moja niekoniecznie obiektywna opinia oraz wiedza zdobyta tylko doświadczeniem i jedynie tym mogę się dzielić.
Też kiedyś zaczynałem, też szukałem odpowiedzi i wydzierałem skrawek po skrawku, to od tego, to od tamtego, ale w większości jednak nauka na błędach okazała się być niezastąpiona.
Każdy by chciał zdobyć taką wiedzę, jakiś gotowy przepis na to, jak zostać ilustratorem, ale nikt nie chce dać takiego przepisu. Co nie znaczy, że takich przepisów nie ma, tyko każdy taką wiedzę kurczowo trzyma przy sobie, przez co branża się nie rozwija.

Zerknijmy na branżę IT. Przez wiele lat zajmowałem się projektowaniem i wdrażaniem stron internetowych. W tym temacie nie było problemu ze zdobyciem odpowiedzi na trapiące mnie pytania. Masa ludzi chętnie pomagała, podpowiadała, dawała gotowe rozwiązania. Społeczność rosła, napędzała się i motywowała, i nadal motywuje do dynamicznego rozwoju.
Każdy wie, ile powinna kosztować strona takiej czy takiej wielkości. W oparciu o dedykowany CMS, czy może o jakiś open source. A jak nie wie, to w przeciągu 20 minut się dowie. Żaden problem.

Więc skąd w naszej branży taka różnica w podejściu do siebie nawzajem? Nie wiem, może w przeroście ambicji? Każdy rżnie empatycznego wrażliwca, a pod spodem się cieszy, że ten czy tamten rysuje gorzej, słabiej.
Bo po co realnie pomagać, przecież sam sobie wyszkolę konkurencję? Lepiej rzucę jakąś pseudo poradę i tak błysnę na forum. Może tak jednak jest? Ja właśnie tak to odbieram, jako obserwator i osoba starająca się dzielić z innymi swoim doświadczeniem.

Rzeczywistość jest taka, że rynek kreatywny rośnie i będzie się rozrastał. Zapotrzebowanie na produkty z elementami ilustracji, czy na same ilustracje też tylko rośnie i nie przestanie rosnąć. Będąc środowiskiem zamkniętym na siebie nawzajem, robimy sami sobie kuku, bo nie edukujemy klientów. Branża IT już dawno sobie klientów wyszkoliła. Nasza branża jest jak enigma dla klientów, co rodzi masę zgrzytów po obu stronach. Pomyślcie o tym.

5 komentarzy:

  1. Bo tak jest :) Zresztą, IT to wielka rozległa branża bez gwiazd. Do kogo się porównuje koder? Do Stallmana? Wielu z tych którzy oglądają moje prace mówi "ojejku jak ty ładnie rysujesz, zazdroszczę." Ale jakoś nikt nie mówił tak o fajnej stronce ze sklepem. Można się czasem poczuć lepszym od innych, i jest to fajne uczucie którym nie lubimy się dzielić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wielu jasno odczytało mój tekst. Może to moja wina, może źle napisany. Nie wiem. Cieszę, że też dostrzegasz problem. Dyskusje FB wskazują jednak na to, że dotknąłem newralgicznego tematu i zostałem mocno zjechany. Często w dość nierzeczowy sposób. Trafiły się też głosy poparcia przesłane mailem przez osoby, które wprost stwierdziły, że nie chcą komentować publicznie z obawy przed publiczną krytyką i wykluczeniem ze środowiska. Byłem w szoku trochę, ale skora takie osoby są, to znaczy, że problem istnieje i to nie jeden.

      Usuń
  2. Chyba jak w każdym środowisku, w którym jeden nie lubi dzielić się informacjami z pozostałymi, na zasadzie "pies ogrodnika" - nie będzie postępu. Być może jeszcze za wcześnie dla tej branży, ale myślę że im szybciej zaczniemy edukować - tak to napisałeś klientów, tym dla rysowników lepiej. Co jest też wkurzające - klient zleca coś do narysowania. Siedzi się nad rysunkiem określony czas. Przedstawia się owoc pracy. Klientowi się podoba, ale w sumie to chciałby, "aby ta postać była bardziej podkreślona i jednak w innej pozycji", lub "ten element mógłby się zmienić w coś zupełnie innego, albo w ogóle najlepiej, gdyby tego jednak nie było". I ma się takiemu delikwentowi ochotę urwać to lub tamto, bo o ile w trójwymiarze jest to nie takie trudne, to na gotowym projekcie bywa gorzej. ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie irytuje fakt, że widzę mnóstwo nieudolnych ilustracji w książkach. Jako ktoś z 15 letnim doświadczeniem i wykształceniem artystycznym potrafię ocenić to, że ktoś niedawno wziął ołówek do ręki. Strasznie mnie to złości. Nie mam problemu z konkurencją, chciałabym jednak wiedzieć, że ktoś z kim przegrałam w walce o zlecenie faktycznie jest lepszy ode mnie. Niestety po czasie widzę efekt pracy tej osoby i nie rozumiem jak coś takiego mogło wygrac. Często są to pracę na poziomie dawnego gimnazjum

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samo życie w twoim komentarzu. Niestety w branży i relacjach z klientem umiejętności artystyczne nie są najważniejsze. Wiem, takie stwierdzenie boli, ale najważniejsze są umiejętności handlowe, auto promocyjne, marketingowe. Widocznie ktoś kto miał mniejszy warsztat artystyczny, dużo lepiej umiał przekonać klienta, że to właśnie jego prace są klientowi potrzebna, a nie np. twoje. Druga strona medalu to brutalna cena. Wydawcy dzisiaj wiedzą, że sprzeda się niemal wszystko. Masowy odbiorca w ogóle nie ma wykształconego poczucia fundamentalnej estetyki. Wydawcy o tym wiedzą, albo co miej ambitni sami mają estetykę w dupie, a jedynie proporcja wkładu do zysku do nich przemawia. Nadal marketing. Zimny, bezduszny, sprytny i podstępny marketing. Albo go umiesz, albo nie.
      Pozdrawiam - zapraszam częściej.

      Usuń

Będę bardzo wdzięczny za każdy konstruktywny komentarz lub pytanie, na które z chęcią odpowiem. Natomiast jeżeli jesteś "heiterem" to szkoda twojego czasu, po prostu skasuję twoje wypociny.

TOP